To potrawa rodem z PRL-U. Tylko do dzisiaj nie wiem komu to przeszkadzało, że dzisiaj jemy ją rzadziej.
Pamiętam, że większy był kłopot z dostaniem pieczarek niż mięsa i wtedy podawałam z jajkiem sadzonym.
U mnie np. ten prawdziwy wołowy rarytas jest tylko na zamówienie i to nie zawsze.
Kiedyś byłam przejedzona brizolami, bo było to szybkie danie obiadowe i jednocześnie bardzo smaczne. Były zawsze żelaznym daniem w menu w restauracji z dancingiem , podobnie jak befsztyki tatarskie. Można podobnie przygotować polędwiczkę wieprzową.
SKŁADNIKI: nie podaję dokładnych ilości tylko sam sposób przygotowania
--- polędwica wołowa lub polędwiczka wieprzowa
--- pieczarki
--- cebula
--- sól i pieprz ziołowy
--- olej do smażenia
--- mąka krupczatka do posypania mięsa
--- masło, najlepiej szczypiorkowe
--- pieprz czarny
1)Z polędwicy skroić błonę i ewentualne skrawki tłuszczu. Pokroić w poprzek włókien na 1,5 plastry.
2)Plastry mięsa pobić tępą stroną noża i uformować owalny kształt brizoli.
3)Popieprzyć z obu stron i obtaczać w mące krupczatce. Obsmażyć krótko na rozgrzanym oleju na rumiany kolor.
4)Żaroodporny półmisek wysmarować masłem i ułożyć obsmażone plastry mięsa. Dopiero teraz posolić.
5)Pieczarki pokroić w plasterki, cebulę w półplasterki i wszystko usmażyć na oleju aż do wyparowania- doprawić solą i czarnym pieprzem.
6)Usmażone pieczarki wyłożyć na brizole. Na każdy z nich położyć kawałeczek masła i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C na ok. 15 minut.
Nie mam fotografii z gotowych brizoli już wyjętych z piekarnika, ponieważ nie zdążyłam ich zrobić . Pozostaje więc Państwu własna wyobraźnia.
BRIZOLE CZYTELNIKÓW :
BRIZOLE CZYTELNIKÓW :
Ewa z Kalifornii
I ja nie wiem komu to danie przeszkadzało. Jest szybkie i bardzo smaczne. U nas w domu też mama często robiła, bo nie znosiła stać przy garach, a to robiło się dosyć szybko. U nas przeważnie był z samą cebulą albo właśnie z jajkiem sadzonym (no właśnie u nas mówiło się bryzol, a nie brizol, ale jak zwał tak zwał).
OdpowiedzUsuńJa od czasu do czasu też robię to danie. Tyle, że cena polędwicy jest masakryczna (dziś w Stogroszu na nią zerknęłam, bo miałam ochotę kupić na strogonowa - 95 zł/kg). I może właśnie to cena polędwicy spowodowała, że dziś już bryzol jest rarytasem, a nie tak popularnym daniem jak wiele lat temu. Czasem się śmialiśmy, że było mięso, a nie było na czym go usmażyć - dobrze, że tata robił smalec, zawsze było się czym poratować :-)
Z polędwiczki wieprzowej robię często, tylko u nas na nie mówiło się eskalopki. I są równie szybkie i smaczne - my bardzo lubimy.
Witam Joasiu. Niektórzy mówią brizol, ale z tego co wiem to chyba obie formy są poprawne. Ja kiedyś, kiedy dzieci były małe robiłam częściej, bo jak się wróciło z pracy to był to szybki i smaczny obiad. No, ale wtedy polędwica nie była droga jak dzisiaj. Też Joasiu mówię eskalopki na plastry z polędwiczki, ale wiesz bryzol to tak ładnie brzmi i można sobie wyobrażać, że jemy z polędwicy. Właściwie to chyba obie nazwy w odniesieniu do polędwiczki wieprzowej są dobre, mamy jeszcze bryzole z polędwicy nie daj Boże oczywiście - końskiej.:)
UsuńHehehe, niemożliwa jesteś... mówisz, że brzmi tak arystokratycznie? No w sumie... choć eskalopki też ładnie ;-)
UsuńAle tak mi narobiłaś ochoty na wołowinę, że chyba skuszę się na tatara. Dawno nie jadłam, bo dla siebie nie zawsze chce mi się robić, a Darek nie je surowego mięsa (dziwne, bo jest znacznie bardziej mięsożerny niż ja).
Oj, też bym zjadła , ale w restauracji to teraz bym się bała, więc poczekam do powrotu. Pewnie zjem dopiero po świętach.
UsuńPozdrawiam Joasiu!!!
Tak, to ten smak :) dziękuję za przypomnienie :) a w niedzielę przypomnę ten smak podniebieniu :)
OdpowiedzUsuńJolu, życzę smacznego obiadku. Dziekuję.
UsuńPozdrawiam wiosennie!!!
A ja myślę, że sam pomysł na takie przygotowanie mięsa jest dobry i nawet o schabie już pomyślałam :-)
OdpowiedzUsuńAle mam polędwicę wieprzową w zamrażarce więc może spróbuję
Pozdrawiam
Justyna Bodzioch
Witam Justynko. No nie ukrywam, że mam duże problemy z łącznością dlatego teraz dopiero odpisuję. Justynko życzę smacznej potrawy- dziękuję i pozdrawiam serdecznie!!!
UsuńDanusiu masz rację,że dziś to danie to z najwyższej półki - cena.Kiedyś,ech...kiedyś tęskniło się za kurczakiem i schabowym,dzisiaj wołowe na specjalne okazje,od święta.Bardzo dobrze,że przypominasz często zapomniane dania.Dziękuję i pozdrawiam Magda ze słonecznego Gniezna
OdpowiedzUsuńWitam Madziu. Moja córka ma tak na imię jak Ty, więc mam do niego sentyment.
UsuńPopatrz jak to się wszystko pozmieniało, jest dokładnie jak piszesz. Z wołowiną nie było specjalnych trudności, a i cena była przystępna.
Pozdrawiam wieczornie!!!
Znowu podróż w kulinarną przeszłość... U nas, do restauracji pt. Kaskada, za głębokiego PRL-U, gdy wracaliśmy z niedzielnego spaceru z rodzicami, to się wstępowało na brizole. Zawsze to zamawiałam (pokryte smażoną cebulką), dopóki nie odkryłam absolutnego przeboju kaskadowego menu: ozorka w szarym sosie. Dzisiaj ani nie ma ozorów, ani mnie nie stać na polędwicę. No to sobie popatrzę :-)
OdpowiedzUsuńMamarzyniu, chyba nie było większego miasta w Polsce, gdzie nie było restauracji Kaskada, Stylowa itp. Może nie było w kartach dużego wyboru, ale bryzole i schabowe były. Był też zawsze befsztyk tatarski no i żelazny bigos.:)
UsuńMmm jakie pyszności , fajny przepis na podanie mięsa
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Dziękuję Babciu i pozdrawiam z powiewem wiosny:)
UsuńJak bryzol to tylko z polędwicy wołowej.Pamiętam,te czasy i te smaki.Teraz też robię czasami taki bryzol z pieczarkami,ale szkoda mi polędwicy i nie wstawiam jej do piekarnika.Tak cienko rozbity płat mięsa smażę tylko lewa,prawa i gotowe.Pieczarki na drugiej patelni.
OdpowiedzUsuńJa jednak Krzysiu wstawiam na kilka minut, bo ja go nie rozbijam zbyt cienko. Robię taki trochę grubszy, a pieczarki też na drugiej patelni. Dziękuję.:)
UsuńWitaj Danusiu. A ja nie znałam tego dania z dzieciństwa, jakoś nie funkcjonowało w mojej rodzinie, nawet nie znałam takiej nazwy. Ale parę lat temu będąc w podróży wstąpiłam na obiad do przydrożnej restauracji - karczmy z potrawami kuchni polskiej w okolicach Krakowa i tam miałam okazję spróbować. Lubię zarówno w wersji wołowej jak i wieprzowej. Nigdy nie jadłam z sadzonym jajkiem i kto wie, czy nawet na dzisiejszy obiad nie zrobię, bo smaka strasznego mi tymi rozważaniami z Margarytką narobiłaś.
OdpowiedzUsuńWitam Nadiu. Z sadzonym jajkiem też bardzo lubię sznycel cielęcy, ale cielęcinę dobrą jest trudno dostać, więc mogę sobie tylko pomarzyć. Czasami marzenia się spełniają, bo raz na jakiś czas gdzieś tam dostanę, więc wtedy jest bardzo świąteczna niedziela.
UsuńPozdrawiam wieczornie:)
Fajnie jest wracać do Twoich wspomnieniowych przepisów, Danusiu, kiedys u mnie w domu to było sztandarowe danie niedzielne, robiłam zawsze z najlepszej polędwicy wołowej, a teraz? Cena za kg powala nawet burżuja!
OdpowiedzUsuńCzasem jednak zaszaleję i kupię.
Czy w sanatorium masz własną kuchnię, wygryzłaś szefa i sama żywisz ozdrowieńców. ?
Pozdrawiam .
Witam Bożenko. Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa.
UsuńMnie czasami tak weźmie, że raz na jakiś czas kupię. Jest nas dwoje, więc mięska dużo nie potrzeba, ale to prawda cena jest zaporowa.
Miałam Bożenko kilkanaście potraw już dawno napisanych i tak je wstawiam. Ciężko jest mi odpowiadać na komentarze , bo mam problem z łącznością i tak na raty coś tam uda mi się napisać.
Pozdrawiam wieczorową porą.
Dziekuję Justynko:)
OdpowiedzUsuńZrobione i sa pyszne!!Ewa
OdpowiedzUsuńO, tak - dawno nie miałam , czas to nadrobić- dziękuję Ewuniu :)
OdpowiedzUsuń